Wracam po przerwie świątecznej trochę przedłużonej z ostatnim postem w tym 2017 roku. Jak w każdym roku w życiu każdego z nas były z pewnością różne sytuacje, zarówno te radosne, jak i te przykre. Z tego w sumie składa się nasze życie, ktoś je tak ułożył, napisał początek naszego scenariusza, który my musimy pociągnąć sami dalej.


Jak podsumowuje swój 2017 rok? Z pewnością jestem z niego bardzo zadowolona. Gdyż ukończyłam pierwszy stopień studiów, nie wliczając w to ogromu moich nerwów, czy stresu. Dostałam się bezproblemowo na studia magisterskie. Wiem, też że nie chce poprzestać na jednym kierunku studiów, więc kto wie, może od października 2018 roku zacznę jeszcze inny kierunek studiować, nigdy nic nie wiadomo. Starałam się spełniać swoje marzenia. Również w tym roku, chciałam zakończyć prowadzenie bloga, a wyszło inaczej i w sumie ciesze się z tego powodu. Moje takie pisanie "do poduszki" czasami pozwalało mi zapomnieć o życiu codziennym, to jest taka moja mała chwila zapomnienia, coś innego niż studiowanie, czy bycie córką, wnuczką, przyjaciółką itd.

Rok 2017 był nie tylko pasmem szczęśliwych chwil, ale także przykrych, które mnie tylko wzmocniły, dużo dały do myślenia, dzięki czemu mam zamiar nie popełniać znowu tych samych błędów. Czasami ciężko jest nie popełniać tych samych błędów, ale warto się poważnie zastanowić za nim coś zrobimy, za nim odwalimy coś głupiego, czego będziemy żałować. Lepiej poczekać, niż nie myśląc zrobić coś głupiego. Jednak wiem, że to był jeden z lepszych roków w moim życiu i także wiem, że niektórych chwil lepiej nie żałować, a co było to było i niech już tak zostanie.

Czego w Nowym Roku chciałabym sobie życzyć? Z pewnością lepszej organizacji czasu, bo z tym nadal jest u mnie kiepsko. Większej motywacji, bo z tym różnie bywa, ale wiem, że nie jestem z tym sama i to mnie pociesza. Spotykania właściwych osób na swojej drodze, a nie tych którzy w naszym życiu są na chwilę, namieszają i później już ich nie ma. No i żebym więcej pisała dla Was ciekawych i fajnych postów.

Paulina.

Już jutro wyczekiwany dzień w grudniu, czyli Wigilia. To nie tylko czas spędzony z najbliższymi, przy jedzeniu i najpiękniejszych polskich kolędach. Ale także dzień, kiedy chcemy swoich najbliższych obdarować prezentami. Skoro już kupiliśmy prezenty, to warto zastanowić się w co i jak je zapakować. Można także w centrach handlowych skorzystać z punktów, gdzie pakują za nas prezenty. Ale dla mnie już by nie było to samo, gdyż sama lubię pakować prezenty dla moich bliskich.

Często mam dylemat jaki je zapakować, czy pójść na łatwiznę i zapakować w torebki, czy może się postarać i ładnie zapakować w papier do pakowania prezentów. W tym roku w większości postawiałam na pakowanie w papier, tylko niektórzy dostaną w torebkach, ze względu na to, że ciężko było mi to w papier jakoś ładnie zapakować. Kiedy nie mam pomysłu jak zapakować prezenty możemy skorzystać z pomocy internetu, w którym znajdziemy wiele ciekawych i ślicznych inspiracji.

Ja na przykład etykietki do prezentów mam z bloga ONE LITTLE SMILE. I moje etykietki prezentowe są z 2014 roku. Zresztą wszystkie etykiety prezentowe są śliczne na tym blogu, ale musiałam się zdecydować na jedne. Poza tym, jeżeli mamy wiele różnych papierów do pakowania świątecznych, to po co kupować nowy, lepiej zużyć te stare, a w razie czego jak nam zbraknie to wtedy kupić nowy. Ja niestety zeszłoroczny już zużyłam i musiałam kupić nowy, ale na szczęście gwiazdki i taśmę miałam jeszcze z zeszłego roku.

Dlatego fajnie jest czasem wymyślić coś i postarać się o wyjątkowe zapakowanie prezentów dla naszych bliskich, mimo że moje coś mi się nie podobają tak do końca jakbym chciała, ale i tak jest ładnie, niż gdybym poszła na łatwiznę i zapakowała prezenty w torebki i je podpisała. Miłego popołudnia przy gotowaniu, pieczeniu i podjadaniu. :)

Paulina. 

Hejka. Normalnie przez te wszystkie przygotowania do świąt nie mam czasu nawet napisać tutaj tych postów, które zaplanowałam. Dzisiaj chciałam napisać krótki post o fajnym cudeńku, które zakupiłam w Ministerstwie Dobrego Mydła (LINK). Jest to OLEJ Z PESTEK ŚLIWKI. Ze względu na iż mam cerę problematyczną, czyli lubią czasami mi małe nieprzyjemne niespodzianki wyskoczyć na twarzy, postanowiłam przetestować ten olejek na swojej skórze.

Jest to naturalny, zimnotłoczony, nierafinowany olej o charakterystycznym zapachu marcepanu. Jak nie lubię marcepanu to ten zapach bardzo mi się podoba, poza tym zapach szybko staje się neutralny. Ostatnio coraz chętniej lubię testować naturalne kosmetyki, może ze względu na to, że nie zawierają w sobie składu chemicznego. Olej z pestek śliwki bogaty jest w kwas oleinowy, linolowy, witaminę E oraz antyoksydanty. 

Olej jest z pewnością lekki, świetnie się wchłania oraz odpowiednio nawilża twarz, poza tym ma również odbudowywać uszkodzony naskórek. Łagodzi z pewnością stany zapalne, co jest dla mnie bardzo ważne. Jest idealny do skóry wrażliwej oraz suchej, a także do tłustej ze skłonnościami do wyprysków. Z pewnością przyniesie ulgę naszej podrażnionej skórze, dodatkowo zadaniem tego olejku jest ochrona skóry przed utratą wody, co dla mnie także jest bardzo ważne.

Podoba mi się wygląd tej buteleczki, dodatkowo wg mnie dużym plusem jest pipetka, czyli będziemy mieli pewność, że nie wylejemy sobie pół buteleczki na nasze dłonie. W buteleczce mamy 30 ml olejku i jak znam życie to wystarczy mi on na bardzo długo. Poza tym dzięki temu, że jest wytłaczany mechanicznie oraz jest nierafinowany to zachowuje swoje wszystkie dobroczynne właściwości.

Oleju oprócz do twarzy można użyć takie do włosów, a także do paznokci. Olej z pestek śliwki ma bardzo zbawienne podobno działanie dla rozdwojonych końcówek. Zaczęłam też używać olejku do tego, zobaczymy jaki będzie efekt, wiem na pewno, że trzeba nakładać minimalną ilość, ponieważ inaczej końce włosów są tłuste i nie ładnie to wygląda. Jeśli chodzi o pielęgnacje paznokci z jego pomocą można odżywiać je i regenerować. 

Dlatego polecam ten olej do wypróbowania, a także do zajrzenia na stronę Ministerstwa Dobrego Mydła, gdyż miała także wiele innych fajnych produktów do kupienia. Miłych przygotowań do Świąt.

Paulina.

Każdy z nas w tym okresie przedświątecznym ma swoje ulubione świąteczne piosenki, których chciałby słuchać w kółko, aż by go inni domownicy zlinczowali. A jakby nie patrzeć w niedzielę mamy już Wigilię. Czas bardzo szybko leci, czasami mam wrażenie, że aż za szybko. Śniegu jak nie było tak nie ma. I chyba się na niego nie zanosi, bo jeżeli już napada to po kilku godzinach nie ma już po nim śladu. Trochę szkoda, bo chciałabym w końcu, żeby na święta spadł śnieg, chociaż w Boże Narodzenie.


Aby jeszcze lepiej poczuć magię świąt ubrałam dzisiaj choinkę. Zawiesiłam lampki nad firanką. Postawiłam świąteczne ozdoby. Tylko po to, aby na chwilę odciąć się od szarej rzeczywistości. Poza tym słuchając radia, bez względu czy jesteśmy w aucie, czy w domu możemy zauważyć, iż w większości lecą już piosenki świąteczne, które będą nam towarzyszyć aż do samych świąt. I dlatego też chciałam Wam przedstawić moje TOP 10 piosenek świątecznych, które wprawiają mnie w ten cudowny nastrój.

Mogłabym jeszcze wiele piosenek tutaj wstawić, ale to by miejsca chyba zbrakło. Dlatego można online poszukać specjalnych kanałów w radiach wyłącznie z piosenkami świątecznymi, np. taki kanał posiada Radio Zet. Często z niego korzystam jak jestem w domu. A Wy jakie macie swoje ulubione piosenki świąteczne? A może już zaczęliście zamiast piosenek świątecznych słuchać naszych pięknych kolęd? Też lubię ich w takim okresie posłuchać. Miłego poniedziałkowego wieczoru.

Paulina.

W końcu po znalezieniu chwili czasu miałam okazję wybrać się do kina na "Listy do M3". Jest to już trzecia część, pierwsza pojawiła się w kinach w 2011 roku, czyli 6 lat temu. W najnowszej części możemy zobaczyć zarówno aktorów, którzy grają od pierwszych "Listów do M", aż do obecnej trzeciej części, są również nowi aktorzy, grający nowe wątki bohaterów owej komedii. 

W tej części "Listów do M" możemy zobaczyć między innymi takich aktorów jak: Tomasz Karolak, moja ukochana Agnieszka Dygant, Piotr Adamczyk, Magdalena Różczka, Borys Szyc, czy też Izabela Kuna. Co do obsady nie mam nic do zarzucenia, choć szkoda, że brakuje w tej części aktorów z poprzednich dwóch części. Są zarówno wątki bardzo śmieszne, jak i smutne. W większości komedii chyba tak jest nie tylko polskich, że są i takie i takie wątki, żeby np. ludzi od miłości nie zemdliło.

Jakie jest moje zdanie o tym filmie? Film jest fajny, ale i tak pierwsza część będzie mi się zawsze najbardziej podobała. Nie mówię, że ten film jest bleee... i w ogóle, bo dobrze wiem, że w internecie są różne opinie na temat tego filmu. Ja powiem z czystym sumieniem, że mi się podobał, nie podobała mi się zbyt duża liczba smutnych scen, no ale cóż i tak widziałam gorsze filmy polskiej produkcji. Ten zalicza się wg mojej oceny polskiej produkcji filmowej do kategorii lepszych filmów. Było wiele scen, które mi się podobały, np. jak Szczepan się zjarał. Jednak nie wiem, czy jest to film, który w najbliższym czasie chciałabym obejrzeć jeszcze raz. Pierwszą część bardzo chętnie, nad tą musiałabym pomyśleć.

Ogólnie polecam obejrzeć film, jeżeli ktoś go nie widział, a jeżeli ktoś z Was już go widział, to co o nim sądzicie. Miłego wieczorku kochani. :)

Paulina.

Nie ma chyba osoby, która nie lubiła by się zrelaksować w gorącej wannie w swojej łazience. W tym może nam pomóc nasz ulubiony płyn do kąpiel, który nada uroku kąpieli poprzez pianę, ale oprócz płynu możemy jeszcze użyć soli do kąpieli. Ja uwielbiam te od firmy Bochneris. Kiedyś kupiłam je nie znając ich w ogóle, a teraz są bardzo fajnym prezentem dla bliskich. Firma oferuje  na swojej STRONIE INTERNETOWEJ różne zapachy tych soli, więc z pewnością znajdziemy zapach dla siebie. Ja obecnie zakupiłam sól do kąpieli Floris o zapachu grejpfruta i jestem z niego zadowolona.

Jak to się zaczęło, że kupiłam akurat sól do kąpieli z tej firmy? W sumie to był zwykły zbieg okoliczności. Szukałam jakiejś fajnej soli do kąpieli w prezencie pod choinkę. I od tam tej pory innej nie chce. Ta odpowiada mi zarówno cenowo jak i zapachowo. Zamawiam zawsze opakowanie 600 gram, gdyż te większe to już dla mnie za dużo. A dzięki temu małemu opakowaniu mam swój zapach przynajmniej na 2 miesiące.

Jeśli chodzi o produkty od firmy Bochneris to nie tylko normalne sole do kąpieli, ale także peeling solny do ciała, musująca sól do kąpieli, żel pod prysznic na bazie soli, ale także sól regeneracyjna dla dłoni i stóp. Dzięki swojej innowacji firma Bochneris oferuje wysokiej jakości produkty, a nie jakiś bubel. Nawet ich wszystkie etapy produkcji związane są z technologią przyjazną dla środowiska.

Ogólnie bardzo polecam te sole. Wiem bardzo dobrze, że na rynku konsumpcyjnym znajdziemy wiele najróżniejszych soli do kąpieli, ale te dla mnie pozostaną jeszcze na bardzo długo numerem jeden. Nawet bliskie mi osoby są bardzo zadowolone z kąpieli właśnie z tymi solami. Dlatego warto samemu sprawdzić czy może czasem i Wam się te sole do kąpieli Floris przypadkiem spodobają i będziecie chcieli z nich korzystać za tą niską cenę, czyli 6,90 zł za sztukę. Można także zakupić tą sól w saszetkach i znaleźć swój ulubiony zapach soli do kąpieli. Miłego wieczoru i dużo relaksu podczas kąpieli :)

Paulina.

O nasze usta warto dbać cały rok, ale to właśnie zimą powinniśmy dbać o nie jeszcze bardziej. Często zdarza nam się, że zimą nasze usta są wysuszone, a ich skóra często nam pęka i to później strasznie boli. Zimą, warto z większym zaangażowaniem dbać o nasze usta, nie tylko poprzez posmarowanie ich pomadką ochronną, zanim wyjdziemy na dwór, ale też w inny sposób. Klimatyzacja, czy ogrzewanie nie działają korzystnie na nasze usta, tak samo jak wiatr, czy mróz, usta ich po prostu nie cierpią. Mi samej, również zdarzają się chwile, że moje usta są w strasznym stanie bo zapomnę o ich pielęgnacji, a później myślę, że jak zrobię wszystko z pielęgnacji podwójnie to wszystko będzie ok, a wcale tak nie jest. Na przywrócenie ust do odpowiedniego stanu potrzeba czasu. 

Staram się 1 lub 2 razy w tygodniu wykonywać peeling ust. Taki peeling poprawia ukrwienie naszych ust, usuwa martwy naskórek, a także wpływa korzystnie na robienie makijażu ust. Ja używam gotowego peelingu marki Evree. Jest to cukrowy peeling do ust, ja mam poziomkowy. Ma bardzo fajny zapach i jest bardzo słodki w smaku. :) Ale nie polecam do jeść.

Po peelingu warto pamiętać o nawilżeniu. Ja używam albo balsamów do ust albo wazelinki lub po prostu pomadki ochronnej. Głównie są to kosmetyki z firmy Bielenda. Czasami również wśród pomadek ochronnych znajdują się te marki NIVEA, którą również bardzo lubię. Można także zafundować naszym ustom naturalne nawilżenie poprzez nałożenie miodu lub oliwy na usta. Miód zawiera w sobie ogromną ilość witamin i minerałów, zaś oliwa odpowiednio je natłuści i sprawi, że przestanie z nich schodzić skóra. Sama lubię od czasu do czasu tak zrobić.

Pamiętajmy zimą, aby nie oblizywać ust, ponieważ nasza ślina bardzo szybko wysusza nasze usta a co za tym idzie są bardziej podatne na pęknięcia, a także pozbawiamy ich warstwy ochronnej. Dlatego też pamiętajmy zimą o odpowiedniej pielęgnacji naszych ust. Czasami nasza pomadka ochronna może nam nie wystarczyć.

Pozdrawiam Paula :)

Hejka, hejka. Witam w ten kolejny poniedziałek, dzisiaj rano miałam śnieg, a teraz już go nie ma i trochę mi jest z tego powodu smutno. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić dwie nowe propozycje do przeczytania, które o dziwo dałam radę w listopadzie przeczytać, mimo że musiałam uczyć się do kolokwium, które miałam w ostatnią środę listopada. Książki są dwóch różnych autorek, jedna z nich jest Polką, a druga jest Amerykanką. Obie książki czyta się z pewnością szybko i przyjemnie. Dlatego sprawdźcie i przekonajcie się sami, czy Wam również się one spodobają tak jak mi.

WYBIERZ MNIE - ABBI GLINES (LINK)

Od chwili, kiedy ją zaczęłam czytać, wiedziałam iż będzie tak samo świetna, jak seria książek o przyjaciołach z Rosemary. Ta książka należy do innej serii, ale jej tytułu nie pamiętam. Wiem jedno, że muszę kupić dalsze części. Ta amerykańska pisarka pisze naprawdę świetne książki dla młodych dorosłych. Książka ma odpowiednie przerwy między wierszami i fajną wielkość liter, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko. Książkę przeczytałam w jeden dzień. Książka ogólnie opowiada historię Low oraz Marcusa. Low pragnie miłości i poczucia bezpieczeństwa, zaś Marcus musiał przez kryzys w małżeństwie rodziców wrócić ze studiów. Wynajmując pokój w mieszkaniu Cage'a to właśnie tam poznaje Low, która ma tylko Cage'a. Jeśli chcecie się przekonać kogo wybierze Low to musicie przeczytać tą książkę.

SZKOŁA ŻON & PENSJONAT MARZEŃ - MAGDALENA WITKIEWICZ (LINK)

"Szkoła Żon" i "Pensjonat Marzeń" są to dwie różne książki tej samej autorki tworzące całość historii i jest to wydanie specjalne. Pierwsza z nich, czyli "Szkoła Żon" opowiada o historii Juli, która właśnie się rozwiodła i opija to z przyjaciółkami na imprezie rozwodowej, podczas której w loterii wizytówkowej wygrywa tajemnicze zaproszenie do luksusowego spa o nietuzinkowej nazwie... Julia, jedzie tam na 3 tygodnie, a to co mam ze sobą zabrać to szczoteczka do zębów oraz jedna para bielizny. Oprócz niej jedzie tam jeszcze kilka innych kobiet. Po powrocie z tego spa nic w ich życiu nie będzie takie samo. Zaś druga książka, czyli "Pensjonat Marzeń" to kontynuacja pierwszej części, tylko w niej bohaterki po raz kolejny biorą sprawy w swoje ręce i podupadły już hotel w kaszubskich lasach zmieniają w Pensjonat Marzeń. A co tak na prawdę działo się w tej książce to już trzeba samemu przeczytać. Bardzo polecam tą książkę.

To wszystko na dzisiaj. Polecam te książki bo naprawdę są warte przeczytania. Nadadzą się do czytania na długie zimowe wieczory pod kocem. Miłego wieczoru :)

Pozdrawiam Paula :) 

INSTAGRAM - zaobserwuj

ASK.FM / E-MAIL - pytania

Witam w pierwszym dniu grudnia. Mimo, że święta coraz bliżej to ja coraz bardziej mam dosyć swojego kierunku studiów i chyba muszę ponarzekać. Drażni mnie presja wiecznych terminów, że wszystko musi być na teraz, a nie może być na później. Chociaż dobrze wiem, że za półtora miesiąca będzie coś bardzo "ulubionego" przez studentów, czyli zimowa sesja egzaminacyjna. Mimo, że jest to już moja siódma sesja łącząc te zimowe i letnie. To tak samo jak poprzednich bardzo ich nie lubię. Zresztą chyba nie ma zbytnio powodów, żeby ją lubić. I wiem, że powinnam się uczyć wcześniej do niej. Serio staram się, ale zawsze to różnie wychodzi, raz jest lepiej, a czasami jest tak, że mam lenia jak cholera i nic z tym nie da się zrobić. Tzn. mam lenia do nauki, a wszystko inne będę z jeszcze większym zainteresowaniem robiła, byleby się nie uczyć.

Fakt, niektóre rzeczy są rozłożone w czasie, np. obowiązkowe testy typu bhp, biblioteczny, czy praw autorskich, bez których nie zaliczy się semestru. Wiem, że ten semestr jest lajtowy i nie powinnam narzekać, bo później będzie gorzej, ale licencjat dał mi w kość w szczególności ostatni rok i na razie mam dosyć tych cudownych studiów. Bo gdyby spojrzeć studia to nie tylko wieczne balangi i przyjemności to także obowiązki, jeżeli których nie zrobimy to albo nas wyrzucą ze studiów lub będziemy płacić za warunek. W moim przypadku warunek kosztuje 500 zł, a szczerze powiem boli jak się wydaje 500 zł, już się o tym przekonałam. Lepiej to 500 zł wydaje się na przyjemności niż na takie rzeczy.

Poza tym czasami to właśnie wykładowcy, kiedy nie mają podejścia do uczenia swojego przedmiotu, mimo dużej wiedzy nie zachęcą swoich studentów by chodzili do nich na wykłady. Tym bardziej na wykład, na którym idzie zasnąć. W środę tak miałam, że najpierw od klimy zaczęła mnie boleć głowa (tak od klimy, bo zamiast zrobić, żeby w auli było ciepło, to oni robią odwrotnie, żeby człowiek się pochorował, już nie raz tam zmarzłam), a później się już całkowicie się wyłączyłam nie wiedząc o czym jest mowa i prawie zasnęłam. Są wykłady, gdzie chodzę chętnie, ale są też takie gdzie omijałabym je z daleka.

Jako studentka nigdy nie będę idealna, nawet jakbym studiowała swój wymarzony kierunek to i tak bym się przyczepiła i wynalazła mu wady. Bo każdy kierunek ma wady, nawet nasz wymarzony. Np. będziemy na nim mieli badziewny plan zajęć, czyli mając 7 wykładów i 3 ćwiczenia, będziemy mieli to rozłożone po dwa zajęcia przez 5 dni w tygodniu, dodatkowo mając czasami między nimi okienka. Wiem, że takie plany zajęć się zdarzają bo słyszałam od swoich znajomych, z którymi rozmawiałam. A że zajęcia są w różnych godzinach to ciężko wtedy jest w tygodniu podjąć jakąkolwiek pracę na studiach dziennych.

To tyle na dzisiaj, sory za te żale i w ogóle wyszło, że nie zachęcam do studiowania, ale to nie prawda bo studiowanie ma bardzo wiele zalet. Czasami wykładowcy przekazują nam studentom, aż za dużo wiedzy, której używamy w najmniej odpowiednich momentach, np. podczas kłótni między umysłem ścisłych a humanistą. To wychodzą z tego czasami bardzo ciekawe kłótnie naukowe :D . Poza tym jak się jest na drugim roku studiów i wyżej to wykłady są nieobowiązkowe tak jak np. na moim wydziale, z czego się bardzo cieszę. Miłego wieczoru :)

Pozdrawiam Paula!

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić 6 kosmetyków, które mi bardzo przypadły do gustu. Są one w większości związane z pielęgnacją twarzy, ale również znajdzie się nierozłączna para do pielęgnacji włosów, czyli szampon oraz odżywka, a także masło do ciała. Mimo, dużej ilości kosmetyków, które w ciągu miesiąca spotykam na swojej drodze, te przypadły mi najbardziej do gustu.

ZIAJA, ANTYOKSYDACJA, TONIK Z KWASEM HIALURONOWYM (LINK)

Tonik przeznaczony jest do skóry zmęczonej, pozbawionej blasku oraz wrażliwej. Kupiłam go bez jakichkolwiek przemyśleń, po prostu potrzebowałam toniku, a tego którego chciałam nie było akurat w Rossmannie w moim mieście. Kosztuje ok. 8 zł. Małym minusem jest to, że muszę psikać na wacik, żeby móc nałożyć go na twarz, ale nadrabia za to innymi rzeczami, np. zapachem, który bardzo mi się podoba, no i tym, że na moje oko na długo mi starczy. Jeżeli Was podkusi, żeby zamiast na wacik popsikać nim od razu twarz to zamykać buzie bo w smaku nie jest dobry. Jeśli potrzebujecie toniku to bardzo go polecam. :)



Maseczka pochodzi z serii na każdy dzień tygodnia, ta akurat jest na piątek, ale możemy oczywiście używać jej w inne dni. Jest to maseczka w płachcie zakupiona w Drogerii Hebe i zapłaciłam za nią ok. 5 zł, ale teraz nie jestem pewna. Zadaniem tej maseczki jest odżywić, a także zregenerować cerę oraz zapobiegać jej uszkodzeniom i łagodzić stany zapalne. Ma bardzo fajny i słodki zapach, w którym idzie się zakochać. Po jej użyciu, kiedy zakupiłam ją pierwszy raz miałam wrażenie, że moja skóra została odpowiednio nawilżona. Jest przeznaczona do każdego rodzaju cery. Dodatkowym plusem jest to, że producent napisał na maseczce punkt, taki jak środki ostrożności, jeśli nie jesteśmy pewni, czy dana maseczka jest dla nas to warto się z nim zapoznać. Maseczkę jak najbardziej polecam. :)



Kolejna maseczka z Drogerii Hebe, ta już kosztuje więcej coś ok. 12-13 zł. Również jest to maseczka w płachcie. Ta ma za zadanie intensywnie nawilżyć, przyspieszyć regenerację, a także odżywić i poprawić stan skóry. Ogólnie bardzo fajna maseczka, która dobrze nawilża skórę twarzy. Jedynym minusikiem dla mnie to cena, ale raz na jakiś czas mogę sobą ją kupić. A w szczególności, kiedy jest promocja w Hebe "1+1 za grosz". Można także maseczkę zakupić w Drogerii Douglas w cenie ok. 13 zł. Ogólnie maseczkę polecam do przetestowania. Można się przy niej zrelaksować. 



Zimą moja skóra potrzebuje większego nawilżenia, niż latem. Dlatego też skusiłam się na to masło z niebieskiej serii firmy Vianek. Masło bez problemu można zakupić na stronie producenta, jak i znaleźć tam również inne produkty dla siebie bądź na prezent świąteczny dla kogoś bliskiego. Masło to jest przeznaczone w szczególności do skóry suchej, bardzo suchej oraz wrażliwej. Masło to odpowiednio nawilża skórę, z czego bardzo jestem zadowolona zwłaszcza zimą. Skóra jest naprawdę nawilżona przez cały czas. Cena wynosi ok. 24 zł ale starcza przy codziennym użytkowaniu na bardzo długo. 



Bardzo fajny szampon i odżywka od Garniera. Ma bardzo ładny zapach, zresztą cała seria FRUCTIS, ma bardzo cudne zapachy. Jedak to właśnie z tym szamponem oraz odżywką moje włosy polubiły się najbardziej. Po dłuższym używaniu faktycznie moje włosy jakby się wzmocniły, gdyż już tak bardzo nie wypadały. Z pewnością się wzmocniły co bardzo mi się podobało. W dodatku zapach jest bardzo fajny, lubię zapach jabłek, który w dodatku utrzymuje się przez dłuższy czas także na włosach. Polecam zarówno szampon, jak i odżywkę, a jeśli ktoś ma ochotę kupić to aktualnie w Drogerii Rossmann jest przecena na jedno i na drugie. Za szampon zapłacimy 10 zł, a za odzywkę 8 zł. Bardzo polecam, w szczególności zimą, kiedy to nasze włosy potrzebują odpowiedniej pielęgnacji. 

To już wszystkie kosmetyki, z którymi się polubiłam. Jestem ciekawa co wy o nich uważacie, czy wam się sprawdziły, czy też nie. Miłego i spokojnego wieczoru. 

Pozdrawiam Paula! :)  

Kiedy zastanawiałam się nad kolejnym postem na bloga, stwierdziłam, że chyba mi brakuje dla siebie czasu bo ciągle gonie za realizacją swoich własnych marzeń, ciągle chce zaskakiwać nowymi postami na swoim blogu. Jednak wracając dzisiaj z uczelni marzyłam jedynie o chwili spokoju, odpoczynku, którego tak bardzo mi brakuje w ostatnim czasie. A wracając do domu wiedziałam, że nie jest to jeszcze koniec dnia i daleka droga do tego by się skończył. Z czasem ilość naszych obowiązków może zacząć nas bardzo uwierać.


Przez ostatnie dwa lata zapomniałam jak to jest się uczyć do kolokwium w trakcie trwania jeszcze semestru. Przyzwyczajona byłam już do nauki tylko do sesji egzaminacyjnej zimowej, jak i tej letniej. I szczerze nauka, prowadzenie bloga, obowiązki domowe i wiele innych rzeczy zajmują mi cały dzień, podczas którego nie mam nawet czasu dla siebie. Późno chodzę spać, a wcześnie wstaje. Moje dni zaczynają wyglądać jak jakiś wyścig z czasem. W sumie to ostatnio nie potrafię zapanować nad tym czasem, który tak zapierdziela.

Fajnie jest, kiedy dużo się dzieje w życiu, bo wtedy człowiek wie, że żyje i się nie nudzi. Ale z czasem to wszystko zaczyna mnie przytłaczać. I wtedy mówię sobie "STOP" i coś odpuszczam. Często uznajemy słowo "ODPUSZCZAM", za coś co jest złem, że w ogóle jakim prawem my odpuszczamy. Przecież w życiu nigdy się nie powinno odpuszczać. A jednak ja mam momenty, kiedy muszę to zrobić bo inaczej się uduszę.

Nie warto sobie także zarzucać, że coś odpuściliśmy, ponieważ zrobiliśmy to dla siebie, dla swojego dobra. Jeżeli coś odpuścimy i zwolnimy tempo to świat się nie zawali. Musimy złapać oddech, by móc później dalej działać. Ja mam co jakiś czas weekend z daleka od słów "BO JA MUSZĘ", wtedy wybieram czas tylko dla siebie. Poświęcam go na odpoczynek, nie na pracę. Gdyż jeżeli wykończę siebie to raczej nigdy już nic więcej nie zrobię.

Dlatego też warto odpuszczać, poświęcić chwilę czasu dla siebie na odpoczynek, aby następnego dnia móc ruszyć z pełną parą. Bez obijania się, aby móc zrealizować wszystkie swoje zadania na ten właśnie dzień. Więc jeżeli nie ma tu dłuższą chwilę postu to albo będzie oznaczać, że zbieram siły, albo pracuje nad czymś co jest dla mnie ważne. Miłego wieczoru. :)

Pozdrawiam Paula!

INSTAGRAM - zaobserwuj

ASK.FM / E-MAIL - pytania

Każdy z nas jest w jakimś stopniu, raz mniejszym, raz większym łasuchem i lubi od czasu do czasu zjeść coś słodkiego. Kiedyś moja mama znalazła w internecie przepis na ciasto marchewkowe, więc szczerze nie wiem z jakiej strony ono jest ale z pewnością nie jest trudne do wykonania, skoro ja osoba nie lubiąca spędzać czasu w kuchni je zrobiła. Gdzie jak nawet jem mało słodkiego to od tego ciasta nie mogłam się odkleić, mogłabym je jeść cały czas.

SKŁADNIKI:

Do zrobienia ciasta będziemy potrzebować :

2 jajka

150 g drobnego cukru lub cukru pudru

150 ml oleju roślinnego

200 g drobno startej marchewki

1/2 startego jabłka

50 g posiekanych orzechów pekan lub włoskich + do dekoracji

50 g wiórków kokosowych

200 g mąki 

1/2 łyżeczki cynamonu

1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 łyżeczka sody

szczypta soli

Zaś jeśli chodzi o krem orzechowy, którym zostanie zarówno przełożone ciasto, jak i zostanie nim udekorowane:

250 g serka mascarpone

4 łyżki masła orzechowego

4 łyżki drobnego cukru

szczypta soli

PRZYGOTOWANIE:

Jajka ocieplić w temperaturze pokojowej, a następnie ubić do podwojenia objętości. Po tej czynności dodajemy stopniowo cukier, który wybraliśmy i dalej ubijamy, aż osiągniemy gładką i puszystą masę. Cały czas ubijając dolewamy cieniutkim strumieniem olej roślinny. Następnie dodajemy marchewkę, jabłko, orzechy, wiórki kokosowe, no i to wszystko mieszamy. 

W między czasie nagrzewamy piekarnik do 150 stopni Celcjusza. Kolejnym krokiem jest w osobnej misce musimy przesiać mąkę, potem dodać cynamon, proszek do pieczenia, sodę i sól, wszystko mieszamy. Po czym przesypujemy te sypkie składniki do miski z marchewką i delikatnie wszystko musimy połączyć. 

Ciasto wkładamy do wyłożonej papierem formy, może to być tortownica lub zwykła prostokątna blacha. Kształt zależy tylko już od nas samych. I pieczemy przez godzinę bądź do tzw. suchego patyczka. 

Kiedy nasze ciasto będzie się piekło możemy zrobić krem orzechowy. Zaczynamy od obijania serka mascarpone z dodatkiem masła orzechowego, cukru oraz soli (sól możemy dodać tylko wtedy, kiedy nie było jej w maśle orzechowym). Ubijamy to wszystko przez ok. 1-2 minuty, aż podwoi nam się masa. 

Po upieczeniu ciasta zostawiamy je do ostygnięcia. Kiedy już będziemy mieć pewność, że nasze ciasto wystygło, przekrawamy je poziomo na 2 części. Na dolną część ciasta wykładamy połowę naszego kremu orzechowym, po czym nakładamy górną część i smarujemy również ją kremem orzechowym. Na wierzchu dekorujemy orzechami (jak ktoś nie chce to nie musi, ja nie dekorowałam). Aby krem mógł stężeć, wkładamy ciasto na około godzinę. Później możemy się zajadać do woli.

Mam nadzieję, że setny wpis na blogu się Wam spodoba. Życzę udanego weekendu, dużo słodkości i odpoczynku. I mam nadzieję, że chociaż ktoś skorzysta z tego przepisu, który został znaleziony w internecie bo jest wart zrobienia.

Pozdrawiam Paula!

TU MNIE ZNAJDZIESZ :

INSTAGRAM

ASK.FM

E-MAIL

Dzisiaj chciałam Wam pokazać mój planner, który sobie zakupiłam na ten nadchodzący 2018 rok. Ten planner to "BULLET BOOK. BĄDŹ PIĘKNIE ZORGANIZOWANA." Zakupiłam go na promocji w Świecie Książki za 19.99 zł. Bullet Book, czyli połączenie 4 rzeczy w jedną. Jest to zarazem organizer, kalendarz, dziennik oraz notatnik. Czyli wszystko możemy mieć w jednym miejscu. 

Ten planner urzekł mnie już swoim wyglądem. Dawno już żaden z plannerów, które oglądałam, tak bardzo mi się spodobał. Już sama szata graficzna przyciąga naszą uwagę, mimo, że w środków nie ma żadnych kolorowych kartek, ani żadnych kolorowych napisów. Z pewnością w tym plannerze znajdziemy bardzo dużo miejsca na nasz zapiski, co dla mnie jest dużym plusem. Bardzo podoba mi się miejsce na wypisywanie celów oraz wielu zadań, które będziemy chcieli zrealizować. Wiem z pewnością, że będzie dla mnie to planner - motywator, który pomoże mi osiągnąć wiele celów.

Bullet Book został podzielony zarówno na 12 miesięcy, jak i 52 tygodnie. Nie musimy go prowadzić systematycznie, ponieważ to my sami wpisujemy w niego takie daty jakie tylko chcemy. Co z pewnością jest wielkim plusem w przeciwieństwie do zwykłego kalendarza. W Bullet Book może także rozpisać swoje treningi oraz potrzeby. Dzięki niemu z łatwością będzie nam, a w szczególności mi śledzić moje postępy w wielu moich postanowieniach i celach w 2018 roku. 

W Bullet Book znajdziemy również wiele motywujących cytatów. Z pewnością, kiedy go uzupełnimy nie zapomnimy o ważnych dla nas i naszych najbliższych datach. Ja czasami mam sklerozę do dat i mam nadzieję, że z pomocą mojego nowego plannera i nich nie zapomnę. Również w owym plannerze można wypisać co nas uszczęśliwia, albo za co jesteśmy wdzięczni co też moim zdaniem jest bardzo fajne. Także możemy w nim zapisać, co zrobimy w czasie dla nas, co także moim zdaniem jest bardzo ciekawym pomysłem w plannerze.

Także zachęcam do poszukiwania własnych plannerów, gdyż z pewnością z taką ilością najróżniejszych plannerów na rynku, każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście polecam także Bullet Book jako nowy planner na 2018 rok. Ja z pewnością znajduje w nim to wszystko czego oczekuję od plannera. Miłego wieczoru i efektywnego planowania w swoich plannerach.

Pozdrawiam Paula!

Zaobserwuj mnie na istagramie: https://www.instagram.com/paula.gieee

A jeśli masz pytania: http://ask.fm/paulagieee lub bubunia05@gmail.com

Niekiedy w naszym życiu zdarza się tak, że chcemy wesprzeć bliskie nam osoby, ale po jakimś czasie odczuwamy, że przez te osoby brakuje nam powoli już sił na wszystko. I przy okazji zaczynamy zastanawiać się, czy czasem my sami za chwilę nie zwariujemy od tego wszystkiego. Wiadomo od zawsze, że wsparcie jest nieodzownym elementem wszelkich relacji międzyludzkich. Ale bywa czasem też i tak, że to dawanie wsparcia jest nie na nasze siły oraz możliwości. Dlatego warto zapamiętać, żeby oprócz wiecznego pomagania, samemu również umieć przyjąć taką pomoc od drugiej osoby.

Czasami nie mamy wpływu na niektóre sytuacje, które dzieją się spontanicznie. Np. kiedy nasza najlepsza przyjaciółka rozstanie się ze swoim byłym partnerem to będziemy z nią rozmawiać dzień i noc. Kiedy uda się jej wyjść na prostą, to my wtedy jesteśmy jeszcze bardziej obciążone jej problemami, ponieważ ona dzwoni do nas, z każdym swoim negatywnym przemyśleniem. A co za tym idzie nie mamy już siły tłumaczyć jej po raz setny tego samego oraz zaczynamy unikać z nią rozmów wykręcając się za każdym razem inną wymówką. A oprócz tej sytuacji jednocześnie może wystąpić wiele innym, między innymi np. nasz partner ma od dłuższego czasu zły humor, bo np. właśnie chciał coś w swoim życiu zmienić i postanowił od rzucenia palenia. No i doliczmy jeszcze resztę małych i dużych problemów na deser.

Z chwilą, gdy kończy się dzień często możemy się czuć jak największe wraki i same byśmy chciały porozmawiać z kimś o swoich problemach. Ale czasami wmawiamy sobie, że to właśnie nasi bliscy mają większe problemy niż my sami. Jednak tak naprawdę to nie próbujmy myśleć w ten sposób, gdyż mamy również prawo, żeby mieć swoje problemy i mieć chęci, aby z kimś o tym porozmawiać. Nie przyzwyczajajmy naszych bliskich do takiej sytuacji, kiedy tylko oni dostają od nas pomoc, a my już od nich tego samego nie dostajemy, ponieważ oni wtedy nie będą zwracać uwagi, że my czegoś od nich również możemy oczekiwać bądź potrzebować. Dlatego upominajmy się zawsze o swoje. Wiadomo, że będzie nam smutno, kiedy bliska nam osoba ma jakieś problemy, ale nie zapominajmy, że my mamy też swoje problemy.

Pamiętajmy, aby w takich sytuacjach nie pozostawać bierną, tylko mówić dla swojego dobra wszystko od razu. Bo gdy zaczniemy dusić wszystko w sobie to będziemy przygnębione, wieczne złe i dodatkowo sfrustrowane, a także będziemy na wszystkich dookoła się obrażać. Walcząc o sienie, powiedzmy swoim bliskim, że także potrzebujemy ich wsparcia. Ustalmy też jakieś zasady, ponieważ w każdej relacji zasady to podstawa, a także dodatkowo wyznaczmy granice, których lepiej nie przekraczać. Nigdy nie będziemy, ani nie jesteśmy workami treningowymi, na których bliscy mogą odreagowywać swój stres, problemy, gdyż ty również masz swoje uczucia i nie jesteś z kamienia, a co za tym idzie długo tak nie wytrzymasz.

Podsumowując zarówno branie, jak i dawanie wsparcia powinno być na równi. Nigdy jedno nie powinno być ważniejsze od drugiego. Samo dawanie owszem może i daje nam jakieś poczucie mocy, ale nie będzie ono długo trwać. Bo dając innym wsparcie w czasie trwania ich problemów, to ten okres może się za jakiś czas skończyć, a my zostaniemy z uczuciem samotności. Dlatego warto pamiętać zawsze o tym, że dajemy, ale i potrzebujemy też brać. A także żebyśmy nigdy nie wypadli z roli, tylko abyśmy pilnowały, żeby relacji z naszymi bliskimi były autentyczne i na zasadzie wymiany.

Pozdrawiam Paula!

Zaobserwuj mnie na instagramie: https://www.instagram.com/paula.gieee

A jeśli masz pytanie: http://ask.fm/paulagiee

Czasami mamy chwilę, kiedy byśmy chcieli zaryzykować, ale się boimy. Szczerze bez ryzyka w tych czasach ciężko coś osiągnąć, a jak wiadomo w życiu nic za darmo nie dostaniemy. Ciężko jest wygrać w totka, a pieniądze nie spadną nam z nieba w chwili, kiedy akurat ich potrzebujemy. Aby w  życiu mieć coś lepszego to trzeba na to ciężko zapracować, bez tego nic nie będziemy mieli. Jak to kiedyś ktoś powiedział: JEST RYZYKO, JEST ZABAWA. I trochę w tym prawdy jest. Bo gdybyśmy nie ryzykowali, w niektórych momentach naszego życia, to czy bylibyśmy w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy? Moim zdaniem raczej nie.

Gdybym rok temu nie zaryzykowała, to bym teraz tego postu nie pisała, bo bym tego bloga nie posiadała. Albo dopiero bym zaczynała go prowadzić. Tak samo mogę powiedzieć o studiach, bo wybierając swój kierunek studiów też ryzykowałam, gdyż niedokońca wiedziałam, czy to jest mój wymarzony kierunek. A dzisiaj wiem, że zrobiłam dobrze, a także że nie zmarnowałam prawie 5 lat na jakieś badziewie, które by mnie mogło nie interesować.

Każdy z nas bez względu na status społeczny ma swoje marzenia, zarówno małe, jak i duże. Dlatego powinniśmy walczyć o ich realizację, czyli krótko mówiąc ryzykować. Kiedy nie zaryzykujemy to często będziemy na siebie źli, że mogliśmy to zrobić, ale jednak wygrał z nami strach i teraz żałujemy swojej decyzji. Czasem warto zaryzykować, nawet jeżeli miałoby się nie udać to i tak powinniśmy w takiej chwili być z siebie zadowoleni bo coś zrobiliśmy w tym kierunku. Również w naszym życiu są również chwile, które przypadkowo oczekują od nas zaryzykowania.

A czemu nie chcemy ryzykować? Bo tak na prawdę mało kiedy chcemy wychodzić ze swojej strefy komfortu. Nie chcemy burzyć tego co powoduje, że czujemy się dobrze. A często również zakładamy, że nam się nie uda przez co nic z tym nie robimy. Często również jesteśmy zazdrośni, że komuś coś się udało, a nam nie. No, ale jak nic z tym nie zrobimy, nie poświęcimy czasu na zaplanowanie to zawsze tak będzie. Wystarczą tylko chęci by zaryzykować i samemu czuć się na prawdę szczęśliwym.

Podsumowując warto mieć swoje marzenia, bo przecież wszystko jest dla ludzi. I bez względu, czy jest się singielką, samotną matką, czy szczęśliwą mężatką lub narzeczoną to warto zawalczyć o swoje marzenia. Za każdym razem ryzykować. Kiedy jesteśmy świadomi swojej osoby, to łatwiej nam będzie walczyć o swoje dobro i swoje marzenia z pomocą momentów, w których coś zaryzykowaliśmy.

Pozdrawiam Paula!

Zaobserwuj mnie na instagramie: https://www.instagram.com/paula.gieee

A jeśli masz pytania: http://ask.fm/paulagieee

Post, z lekkim opóźnieniem, gdyż powinien być ostatniego dnia października, ale no cóż czasami nie jest tak jakbyśmy chcieli. Chciałam Wam przedstawić trzy książki, które kupiłam w Biedronce po 10 zł. Książki się w miarę fajnie się czyta. Chociaż przez brak czasu nie mogłam zbyt dużo czasu im poświęcać. Ale z pewnością polecam je na jesienne wieczory pod kocykiem oraz popijając gorącą herbatkę lub gorącą czekoladę. 


Książka opowiada historię dwóch kobiet z przełomy XIX i XX wieku. Książka sama w sobie bardzo urzeka i nawet szybko ją przeczytałam. W książce podoba mi się to, że mimo dzielącego stulecia obie bohaterki łączy stary dziennik znaleziony przez przypadek wśród starych ubrań. Książka zawiera swoją pewną tajemnicę, która wciąga i nie można oderwać się od książki. I nawet jak bym miała ją kupić za droższą cenę niż tylko 10 zł to zapłaciłabym bo ta książka jest tego warta. Polecam z czystym sercem.



Książka opowiada zarówno o miłości, jak i stracie, a także o tym w jaki sposób można pozwolić odejść ukochanej osobie. Kiedy ją kupowałam, nie byłam wcale do niej przekonana, ale stwierdziłam, że zaryzykuje. Jednak ciężko mi jest ją ocenić, warto ją przeczytać, ale mam mieszane uczucia. Na pewno czyta się ją szybko i lekko, ale nie wiem, czy jest to typ książki, który powala na kolana. Jednak każdy ma inne odczucia co do tej książki, więc opinię pozostawiam każdej osobie, która ją przeczyta.



Na koniec książka opowiadająca o trzech młodych kobietach, które spotykają się przypadkiem w ekskluzywnym nocnym klubie. Między nimi wywiązuje się więź przyjaźni. Z chwilą kiedy wychodzą na jaw ich wszystkie tajemnice, to ich więź się mocniej zaciska, a co za tym idzie dziewczyny znajdują siłę by spełniać swoje marzenia. Książka jest bardzo fajna, ale wiem, że ta autorka potrafi pisać lepsze książki niż ta. Akcja książki no wciągnęła mnie, nie powiem że nie, ale inne wciągają bardziej. Jednak książka nadaje się jak najbardziej na jesienne wieczory.

Warto czytać książki, bez względu, czy nam się chce, czy nie. Dobrze wiem, że czasami jest ciężko z czytaniem książek bo może nam się przydarzyć kryzys, ale później można nadrobić, robiąc mały odwyk od telewizji, czy też telefonu. Każdy ma swój gust i z pewnością zawsze znajdzie książki odpowiednie dla siebie. Nawet czasem nie wydając majątku tak jak ja, wystarczy dobrze poszukać.

Pozdrawiam Paula!

Prawie miesiąc nauki już za mną i ostatnio zauważyłam, że przez to mam coś mało czasu na blogowanie, jednak postaram się to nadrobić. Jednakże tą męczarnie na wydziale umilały mi bardzo fajne kosmetyki, które kupiłam na początku miesiąca. Są to produkty z różnych kategorii, zarówno kosmetyków do pielęgnacji twarzy, makijażu, czy też związane z pielęgnacją ciała. Oczywiście starałam się utrzymać swój próg cenowy, ale niestety promocja w Rossmannie za bardzo kusiła by kupić kilka droższych kosmetyków.

SKIN CRYSTAL CARE ŻEL MYJĄCY DO TWARZY OD FARMONY

Bardzo fajny żel do mycia twarzy. W sumie jest to mój pierwszy kosmetyk z tej firmy, o którym już trochę wspominałam w poście o porannej pielęgnacji (TUTAJ). Zakupiłam go w Drogerii Hebe podczas promocji -40% na kosmetyki do pielęgnacji twarzy i kupiłam go za ok. 9 zł. Ma przyjemny zapach, ale nie jakiś intensywny co jest dużym plusem. Tak jak zapewnia nas producent faktycznie żel nie wysusza skóry twarzy, czego początkowo się obawiałam. Po umyciu twarz jest oczyszczona i gładka, a także przyjemna w dotyki, a nie jak po niektórych kosmetykach strasznie szorstka. Ogólnie żel bardzo polecam.

WAKE ME UP KOREKTOR OD RIMMEL LONDON

Bardzo fajny korektor do twarzy z witaminą C. Zakupiłam go w ciemno na promocji w Rossmannie i zrobiłam w ten sposób dobry krok, bo wiem, że nie kupiłam bubla. Ja mam odcień 030 Classic Beige, gdyż idealnie pasuje odcieniem do koloru mojej skóry. Nie robi plam na twarzy, ani się nie roluje. Daje mi dużego plusa. Cena normalna bez promocji to 27,49 zł i z pewnością bez promocji wcale bym go nie zakupiła. Ale tak czy siak bardzo go polecam.



Skusiłam się na ten żel pod prysznic bo wszyscy go tak zachwalali i przez przypadek będąc w Rossmannie trafiłam na niego i kupiłam. Ceny zabójczej nie ma więc dużo nie straciłam, ale ma za to cudowny zapach, połączenie śliwki i karmelu to na prawdę super pomysł. Jego cena to ok. 4 zł, czyli nie zbankrutujemy, ale jest to żel z serii limitowanej i nie we wszystkich drogeriach Rossmann można go spotkać. Ogólnie ma  skórę z tendencją do wysuszania się, na szczęście ten żel nie wysusza mi skóry, co też mu daje dużego plusa. Uważam, że jeżeli ktoś lubi jesienne zapachy to powinien kupić żel, o ile kończy mu się ten co właśnie używa. :)



Skusiłam się na ten tusz do rzęs po przeczytaniu na prawdę dużej liczby opinii na temat tego produktu. W sumie przerażała mnie też cena bo bez promocji w Rossmannie kosztuje ok. 61 zł i jak na taki mały tusz do dużo. Jednak mogę śmiało polecić ten tusz do rzęs, nie skleja ich, nie pozostawia na rzęsach grudek tuszu, a także odpowiednio je podkreśla, wydłuża oraz pogrubia. I co najważniejsze jest trwały. Tusz do rzęs dla mnie jak najbardziej na plus, ale wiem, że z pewnością poszukam go w drogeriach internetowych w tańszych cenach niż w Rossmannie.



Bardzo fajny produkt i nieskomplikowany. Opakowanie zawiera 36 szt. tych plasterków. Działa przeciw wypryskom i jest przeznaczone do skóry tłustej oraz zanieczyszczonej. Po oczyszczeniu skóry naklejam plasterek na wyprysk i zostawiamy to na 8-10 godzin, czyli najlepiej zostawić to na noc. Ich plusem jest to, że są przezroczyste no i faktycznie działają, może nie zwalczą od razu wyprysku, że będzie cud miód, ale z pewnością go zmniejszą. Ja jestem zadowolona z tego produktu. Jego cena wynosi ok. 9 zł. Jak na ilość tych plasterków to starcza na bardzo długo.



Uwielbiam matowe pomadki do ust i również te dwie jako moja nowość od WIBO również bardzo przypadły mi do gustu.  Ja mam odcienie nr 6 oraz nr 2. Jeśli chodzi o tą ciemniejszą pomadkę o odcieniu nr 2 to ma mały minus, że jeśli nałożymy jej mało to strasznie słabo kryje. Innych zażaleń do tych pomadek nie mam. Długo utrzymuje się na ustach ok. 4 godzin się utrzyma, nawet jak coś się zje to nadal się utrzymuje, fakt, że trochę jej ubędzie, ale nie jakoś bardzo. Cena jednej sztuki to ok. 14 zł, ale z tego co wiem to obecnie są w promocji w Rossmannie i można je kupić już za ok. 11 zł. Jeśli lubicie matowe pomadki to są one warte zakupienia.

To wszystko na dzisiaj, jestem ciekawa waszych opinii na temat tych kosmetyków. Życzę miłego popołudnia/wieczora.

Pozdrawiam Paula!